"Love the life you live
live the life you love" - Bob Marley
- Już nic nie mów, to mi wystarczy - powiedziała. Nabrała powietrza i dokończyła - Ginny, ja tego nie przeżyję! Jak ja mam kolejny rok znosić kpiny tego arystoktatycznego dupka to ja wolę się zapaść pod ziemię!
- Herm, co ty się przejmujesz, może w tym roku nie będzie aż tak źle - starała się pocieszyć ją Ginny.
- A co jak nie? Wiesz co? Muszę się przejść.
- Mam iść z tobą? Przecież tu nie zostanę. To twój dom.
- Przepraszam Ginn, ale... chyba chcę pobyć sama, ok? To nie tak, że cię wyrzucam, ale... sama rozumiesz. - Hermiona przywołała na twarz blady uśmiech.
- Spoko, Mionka. Idź sobie pooddychaj świeżym powietrzem, jak tego właśnie teraz potrzebujesz.
- Dzięki Ginn! - krzyknęła Miona - Nie wiem jak to robisz, że zawsze mi poprawisz humor!
***
Szła z twarzą wtuloną w ciepły, wełniany szalik. Na głowie miała brązową czapkę z pomponem, a na nogach skórzane kozaki. Choć nie padał śnieg to było zimno. Co prawda nie lubiła takiej pogody, ale spacery zawsze poprawiały jej samopoczucie. Usiadła na pobliskiej ławce, ocierając ją wcześniej ze śniegu.Było jej trochę przykro, że jej rodzice wyjechali, jednak pocieszała ją myśl, że wrócą na święta. Rozejrzała się wokół. Park zimą wyglądał, co jak co, trochę smutno. Na pobliskim drzewie, na gałęzi siedziała mała, ruda wiewiórka, patrząca na nią bystrymi oczkami. Hermiona uśmiechnęła się do niej. Jakby wiewiórki mogły mówić, to ta pewnie wdałaby się teraz w wesołą pogawędkę z dziewczyną. Tak przynajmniej zdawało się Hermionie. Zrobiło się zimniej i nieco ciemniej.
No tak, Hermiona zapomniała, że w zimie zmrok zapada bardzo szybko. Wstała i otrząsnęła spodnie. Miała teraz ochotę na gorącą czekoladę. Wyszła z parku. Latarnie już świeciły, więc oświetliły jej drogę. Za sobą usłyszała jakieś kroki. Szybkie kroki. Ona także przyspieszyła. Poczuła zimny oddech na karku. Zaczęła biec. Udało jej się dobiec do furtki jej domu. Natychmiast zaczęła szukać kluczy. Znalazła je w lewej kieszeni kurtki i szybko otworzyła furtkę, równie szybko ją za sobą zamykając. Wbiegła do ogrodu, nawet nie oglądając się za siebie.
Kiedy była już w domu trochę żałowała, że nie odwróciła się, by zobaczyć kim był owy napastnik. Wciąż przestraszona usiadła na kanapie. Natychmiast zadzwoniła do Ginny. ,,No super - nie odbiera!" - pomyślała z lekką złością. Ukryła twarz w dłoniach. Chciało jej się płakać, choć była uratowana. Rozmyślała, co by to było, gdyby ją ten ktoś dogonił. Jakie miał zamiary? Chciał ją zabić? Uwięzić? Wydobyć jakieś informacje na przykład na temat... Harrego? W tym momencie do głowy wpadła jej myśl, że mógł to być jeden ze śmierciożerców. Zaczęła dziękować Bogu w duchu, za to, że nie było ich więcej. Wypiła gorącą czekoladę i wcześnie położyła się do łóżka. Nie miała na nic ochoty. Na nic...
***
Usłyszała jakieś hałasy. Obudziła się. Usiadła i spojrzała na zegarek. Druga w nocy, wszędzie ciemno. Kto o tej godzinie się tłucze? Ubrała kapcie i podeszła do okna. Delikatnie rozsunęła zasłony. Przez chwilę wydawało jej się, że dostanie zawału. Ktoś stał pod furtką i próbował ją otworzyć, a była to osoba w czarnym kapturze...
Otworzyła szufladę w poszukiwaniu swojej różdżki. Chwyciła ją w dłonie i zbiegła na dół. Przekręciła klucz w drzwiach. Wycelowała różdżką w śmierciożercą, ten już także grzebał w kieszeniach w poszukiwaniu swojej, lecz ona była pierwsza i krzyknęła zaklęcie oszałamiające. Podbiegła,by z bliska przyjrzeć się śmierciożercy. Odsłoniła jego twarz i zamarła, gdy go rozpoznała...
Wydawało jej się niemożliwe, że to on. Co prawda wiedziała, że służy Voldemortowi, ale nie sądziła, że jest w jego szeregach. A więc zabijał i torturował... W końcu był śmierciożercą... Ją też chciał zabić... To pewnie on ją gonił wtedy, gdy wyszła z parku. Musiał ją śledzić... Wszystko układało się w zgrabną całość. Zaszkliły jej łzy w oczach. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. I co ma z nim zrobić. Jak widać, nie dane jej było decydować o jego losach, bo oto otrząsnął się z zaklęcia.
Spojrzał na nią zaskoczony. Ona wstała i wyprostowała się, celując w niego różdżką. On tylko wstał, podał jej świstek papieru i odszedł. Odszedł w mrok. Po chwili Hermiona usłyszała tylko trzask teleportacji. Wciąż stała w miejscu w ręce trzymając kawałek kartki, który jej dał. Wróciła do domu i dopiero wtedy odważyła się rozwinąć liścik. Widniało na nim tylko jedno słowo.
,,PRZEPRASZAM"
------------------------------------------------------------------
Tak oto kończę 1 rozdział mojego opowiadania o Dramione ^^ Mam nadzieję, że wam się podobał :) Jestem z niego dosyć zadowolona, mam nadzieję, że wam także przypadnie do gustu. Jeśli wam się podobał i jeśli go przeczytaliście, to proszę, skomentujcie go. Tylko to daje mi pewność, że ktoś go czyta. Bardzo się ucieszę z pozytywnych komentarzy, więc jeśli sądzicie, że na takie zasługuję to piszcie - to wiele dla mnie znaczy <3
Iraler
Zaczyna się ciekawie;) Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak zacząć obserwować twój blog.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i zapraszam do siebie.
http://szkarlatna-milosc.blogspot.com/
Cieszę się, że ci się podoba, mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu też Rozdział 2, który już się pojawił :) Co do Twojego blogu, to z chęcią go będę obserwować :*
UsuńIraler
Czuję ogromny niedosyt i to jest świetne xd bardzo podoba mi się to, co nam przedstawilas. Czymś nowym jest zacięcie opowiadania od czegoś innego niż podróż w pociągu. Pisz dalej, a zobaczysz, jak Twój styl pisania się poprawi, chociaż już teraz jest dobry ^^
OdpowiedzUsuńByłabym wdzięczna, jakbyś mnie informowała w komentarzach o nowych rozdziałach ;)
Sheireen
Bardzo dziękuję Ci za takie miłe słowa, nie sądziłam, że coś co piszę może się komuś podobać xD Zapraszam do dalszego czytania - jest już Rozdział 2 :) Pozdrawiam :*
UsuńIraler
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń