niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 9

,,Never memorize what you look up in books" - Albert Einstein

Była w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu. Drzwi były zamknięte, a klucza nie było. W pokoju unosił się okropny zapach stęchlizny. Pod nogami szurały jej szczątki przedmiotów, prawdopodobnie były to kawałki drewna,metalu oraz plastiki. Tak w każdym razie oceniła ich za pomocą dotyku. Kucając ręką natrafiła na coś bardzo śliskiego, zimnego i podłużnego. Oczywiście wyobraźnia podsunęła jej najgorsze zakończenia , jakie mogły powstać. Między innymi, że to część szkieletu. Lecz to, co było tajemnicznym przedmiotem, okazało się nim... nie być. Zdała sobie sprawę, co to jest. Nie była to żadna z rzeczy, które wcześniej podsunęła jej wyobraźnia. TO było coś o wiele gorszego. Poczuła obezwładnienie, spowodowane nagłym zgęstnieniem powietrza. Nie mogła złapać oddechu. Była bezsilna. Odsunęła się i schowała w kąt pokoju, lecz to coś było bardzo szybkie. Nie widziała, jak się porusza. Słyszała tylko syczenie tego okropnego węża i  pisk, spowodowany przemieszczaniem się zwierzęcia. Po chwili poczuła, że jest już blisko.Niemal czuła jego gęsty oddech na swojej szyi... W życiu nie pomyślałaby, że jest jakakolwiek szansa na to, że ktoś ją uratuje, więc kiedy usłyszała skrzypienie zamka w drzwiach, wstrząsnęło nią i siedziała sparaliżowana. Tymczasem promień światła rozświetlił pokój i ukazał jej widok okropnego węża, który po chwili, za sprawą zaklęcia jej wybawcy, leżał już martwy.Dopiero teraz zwróciła uwagę na długi cień zmierzający w jej stronę. Mężczyzna nachylił się nad nią, pytając, czy nic jej nie jest. Nie mogła nic odpowiedzieć i poczuła, że zaraz zemdleje. Spojrzała mu w oczy i jej serce podskoczyło w wyniku radości i zaskoczenia. Chwila radości? Co się z nią dzieje? Czy on naprawdę mógł aż tak zawrócić jej w głowie? Spostrzegła, że jego twarz jest niebezpiecznie blisko, a jego oczy wpatrują się w nią z zaciekawieniem. Zbyt bardzo tego chciała, by wcześniej to przemyleć. Powoli zamknęła oczy i deliktanie położyła dłoń na jego ramieniu. Poczuła jego ciepły oddech na swoich wargach... STOP!

Obudziła się nagle, jej ciało zalewało gorąco,a na jej czole wystąpiły kropelki potu. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko to był tylko sen. Najadła się strachu, ale właściwie cieszyłaby się, gdyby to była rzeczywistość. Zakończenie jak najbardziej jej odpowiadało i to ją właśnie przerażało. Chwyciła w ręce zieloną poduszkę w kształcie żaby, którą dostała na 14 urodziny od rodziców i przyłożyła ją do twarzy. Policzyła w myślach do trzech i z powrotem położyła się spać. Było wcześnie i nie chciała budzić śpiącej po drugiej stronie pokoju Ginny. Ułożyła się wygodnie i znów zasnęła, tym razem spokojnym snem.

 ***

Czasami bywają takie dni, kiedy po prostu nie chce się żyć dalej. Chce się zostać w jednym miejscu i nie ruszać się z niego. Nie chce się ujrzeć światła, pozytywnej strony tej sytuacji. Po prostu ma się ochotę krzyknąć, by ziemia się rozstąpiła i pochłonęła owego nieszczęśnika. Lecz to i tak by nic nie dało. Właśnie taki dzień miała dziś Hermiona, gdy otrzymała TEN list. Nie byłoby się co dziwić, gdyby rzuciłą w siebie Avadą. Wiadomość, którą otrzymała naprawdę ją zdołowała. Płakała, jakby chciała tym coś zmienić, a to i tak nic nie dawało. Łzy ciekły jej po policzkach zostawiając na nich wyraźne linie. Usta drżały, zaciśnięte w prostą linię. Oczy miała zaszklone. Zbyt mocno przegryzła wargę. Po jej ustach pociekła wąska strużka krwi, dając jej niezrozumiałą ulgę. Nie było z nią nikogo, kto mógłby ją teraz pocieszyć. Ginny, na jej nieszczęście, wyjechała dwa dni temu, więc została sama. Była czarownicą, ale nie mogła nic zmienić. Nie istniało zaklęcie na rozwiązanie tego problemu. Sekundy mijały, a ona czuła się coraz gorzej. Będą ją musieli zabrać do szpitala, jeśli za chwile nie przestanie się dusić. Z płaczu. A tymczasem wciąż był ten dzień, ten miesiąc, ten rok. Ta chwila, ta godzina, kiedy została sierotą.

Wiem jak trudno jest uwierzyć.
Kiedy wszystko traci sens.
To dlatego szukam siebie.
By nie stracić tego co już wiem.

Ref. Niewiele mamy w sobie.
Niewiele dał nam świat.
Gdzieś odnajdziemy kogoś.
Kto odkryje całą prawdę w nas.

Ile jeszcze dróg przed nami.
Gdzie początek a gdzie kres.
Tak spokojnie przemijamy.
By choć w myślach znowu spotkać się.

Wiem jak trudno iść przed siebie
Wiem jak jest gdy nie ma snów
Nie muszę bać się gdy jest obok
Ktoś kto wierzy we mnie tak jak nikt

Ref. Niewiele mamy w sobie
Niewiele dał nam świat
Gdzieś odnajdziemy kogoś
Kto odkryje całą prawdę w nas
Niewiele mamy w sobie
Niewiele dał nam świat
Gdzieś odnajdziemy kogoś
Kto odkryje całą prawdę w nas*

***
Stał pod drzwiami z pękiem czerwonych róż w ręku. Zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu sama Astoria. Podziękowała mu za kwiaty i gestem ręki zaprosiła  do środka. Wszedł niepewnie, rozglądając się wokół. W końcu jednak oprzytomniał i uśmiechnął się do niej szarmancko, siadająć na kanapie.

- Masz coś do picia? - spytał.

Ze zdenerwowania (czym?!) miał straszną suchość w ustach.

- Oczywiście, weź sobie coś z barku...

- Nie masz służby? - zdziwił się Draco.

- Mam, ale nie zawsze korzystam - uśmiechnęła się lekko złośliwie Astoria.

Draco westchnął i ruszył do wskazanego przez nią barku. Nalał sobie do szklanki Ognistej, mało jej przy tym nie rozlewając, bo jego ręce trzęsły się niemiłosiernie, przez co klął w myślach. Wziął do ręki jedną szklankę i upił łyka. Przyjemnce ciepło rozlało się w jego żołądku. Chwilę potem opróżnił ją do końca. Nalał jeszcze jedną dla siebie i drugą dla Astorii. Wrócił do salonu i podał szkalnkę Astorii. Ta uśmiechnęła się do niego ciepło (ciepło?!) i powiedziała ciche "Dzięki".

" I to ma być Ślizgonka" - pomyślał Draco.

Pominął fakt, że on sam ostatnio zaniedbywał Ślizgońskie obowiązki. Tymczasem Astoria już prawie opróżniła szklankę i przypatrywała mu się w milczeniu. Draco spojrzał na nią i stwierdził, że coś jest nie tak. Patrzył przez dłuższą chwilę i odwrócił wzrok. Astoria była ładną dziewczyną, ale gdy porównał ją z Gryfonką (dlaczego akurat z nią? czy właśnie stwierdził, że ona jest ładna?!) nie miała szans. Czyżby przestała mu się podobać? Astoria była jego dziewczyną od dosyć dawna. Słowo ,,dziewczyna" w języku Malfoy'ów znaczyło ,,panienka na noc". Tak właściwie to nic do niej nie czuł, choć chciał. Jego ojciec chciał, by z nią był.

Do tej pory było mu z nią dobrze. Spisywała się znakomicie w swojej roli, ale teraz zrozumiał, że ma tego dość. Chciał kogoś, kto nie będzie go cenił tylko za wygląd i za jego umiejętności w łóżku. Przecież dziewczyna powinna go rozumieć i kochać za charakter. Astoria tego nie potrafiła. Może jakby jej to powiedział... nie, to bez sensu! Wtedy jego opinia... Przecież jest Malfoyem - oni nie mają uczuć i nie chcą, aby ktoś ich wspierał. Ale on tak naprawdę taki nie był, ale do tego nie mógł przyznać się nawet przed samym sobą. Teraz natomiast uświadomił sobie coś bardzo ważnego. Greengrass to już przeszłość.

*fragment piosenki Blue Cafe ,,Niewiele mam" 

-----------------------------------------------------
Rozdział według mnie nie udany :/ Miałam " Noc w szkole " (może ktoś miał coś podobnego :) ) i w ogóle nie spałam, stąd mój chwilowy brak weny ... Rozdział wyszedł też krótki, za co bardzo przepraszam. Okazuje się, że nie dam rady wstawiać rozdziałów tak często, jak chciałam. Chyba, że będą takie, jak ten. Jakieś rady w komentarzach? :) Jeśli macie pomysły na ciąg dalszy to napiszcie - może je wykorzystam :*
Pozdrawiam was :D
Iraler

czwartek, 11 lutego 2016

Rozdział 8

,,Creativity is allowing yourself to make mistakes.
Design is knowing which ones to keep" - Scott Adams
- Miona...

Hermiona przeniosła wzrok na Ginny. Teraz, gdy opowiedziała jej całą historię, czuła się nieco lepiej. No, prawie całą. Nie wspomniała, co zaszło między nią i Śmierciożercą. Lepiej o tym nie mówić. Chyba, że Ginny sama dowie się całej prawdy... Wpatrywała się w nią intensywnie i Hermiona przestraszyła się, że być może wyczyta wszystko z jej oczu.  Zielone tęczówki Ginny były utkwione uparcie w jeden punkt. Hermiona nie wytrzymała i uciekła wzrokiem. Poczuła, że robi jej się gorąco. Spłonęła szkarłatnym rumieńcem. Ginny natychmiast, na nieszczęście Hermiony, to zuważyła.

- No, słucham, co pominęłaś? - powiedziała z ironicznym uśmiechem.

Czy ona musi ją tak dobrze znać? Ironia zwykle jej nie wychodziła, ale teraz Hermiona stwierdziła, że drwiący ton jej głosu jest na wysokim, ślizgońskim poziomie. A ona tymczasem jest w Griffindorze. Być może, mimo to, cechy Gryfona u niej przeważają. Ginny wciąż uśmiechała się do niej, a Hermiona zaczęła wykręcać sobie palce ze zdenerwowania. Nabrała powietrza, przyspieszając oddech. Poczęła układać w myślach jakieś sensowne tłumaczenie, które powiedziałoby prawdę, ale jednocześnie trochę naciągnęło rzeczywistość. Nic takiego nie przychodziło jej do głowy i zaczynała się denerwować.

- Wtedy, jak byliśmy w tej ulicy i światło latarni tak pięknie świeciło, pod nogami mieliśmy dużo śniegu i zaczęły się pojawiać gwiazdy na niebie... - Hermiona, by zyskać na czasie starała się przedłużyć nieco czas, kiedy przyjdzie powiedzieć prawdę.

- Herm, już coś kombinujesz - Ginny znów się do niej uśmiechnęła, tym razem pobłażliwie. I ona nie jest Ślizgonką?!

- Ależ niic - Hermiona zrobiła minę niewiniątka - No dobrze, już nie będę przedłużać, ale może jeszcze, za nim ci ładnie wszystko wyśpiewam, poczęstujesz się czymś? Może herbaty?

Lecz z Ginny te numery nie działały. Hermiona, co prawda, dobrze o tym wiedziała, ale cóż... zawsze warto próbować! Tym razem Ginny już nic nie powiedziała, tylko patrzyła i patrzyła na nią, aż ta się złamie i zacznie mówić. Znała Hermionę najlepiej ze wszystkich i wiedziała, że jej przyjaciółka, mimo że się wstydzi i udaje upartą, powie jej wszystko. I to ze szczegółami. Ginny się nie pomyliła, a chwilę potem nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Rozchyliła usta ze zdziwienia i oparła się o poduszki.
                                                                                           ***
- Głupiec! Czy ty naprawdę nie rozumiesz na czym polega twoje zadanie? Nie miałeś się, idioto, łasić grzecznie do tej smarkuli, tylko miałeś ją przyprowadzić do mnie!

Chrapliwy, mroczny głos roznosił się donośnie po całym pomieszczeniu. Pokój był prawie pusty, tak więc echo swobodnie odbijało się od ścian. Na środku stał stary, drewniany stół, przykryty jedynie starym, czerwonym obrusem (albo czymś, co go przypominało). Stół był podłóżny, mógł pomieścić dużo osób. Wokół niego ustawione były krzesła, także drewniane, na których znajdowały się narzuty w różnorodne wzory. Ściany pokoju były czarne, a na suficie wisiał mały żyrandol, do którego przyczepiona była skamielina czaszki zza czasów jej właściciela. Wchodząc do tego pomieszczenia czuło się dziwny niepokój, strach w głębi duszy. Dawało się wyczuć działanie złych mocy. Nawet najbardziej odważni, patrząc na namalowane na ścianach krwistoczerwoną farbą (a może to jednak była krew?) symbole, bledli na twarzy i zalewał ich gorąc. Inni, gdy przez przypadek tutaj trafili, wybiegali stąd z krzykiem, trzaskając drzwiami. Dlatego też drzwi ledwo się trzymały w zawiasach. Z czasem dało się, co prawda, przyzwyczaić do takiegoż wystroju i opanować uczucie lęku. Mimo wszystko, coś zawsze pozostaje z pierwszego wrażenia. Nic dziwnego. Większości ten pokój zawsze pojawia się w koszmarach. A była to kryjówka Śmierciożerców. I Voldemorta.
Tymczasem właśnie rozstrzygał się kolejny spór między młodym Śmierciożercą i Czarnym Panem, który omal nie cisnął w niego błyskawicą. Ale to by było głupie postąpienie z jego strony. W końcu Draco jest mu potrzebny do zrealizowania jego planu.
                                                                                       ***
Ginny po raz kolejny zadawała to samo pytanie, ponieważ Hermiona wciąż wahała się z odpowiedzią.

- Herm, czy jesteś pewna, że między wami no wiesz, nie zaiskrzyło czy coś w tym rodzaju?

- Ginn, ile razy mam ci powtarzać, abyś przestała snuć te podejrzenia? Właściwie o co ty mnie podejrzewasz? O romans ze Ślizgonem?

Ginny wzruszyła ramionami.

- Wszystko jest możliwe - powiedziała, po czym Hermiona spiorunowała ją wzrokiem
.
- Dobrze, przestanę, ale wciąż nie rozumiem, przecież sama mówisz, że coś poczułaś...

- Tak, poczułam. Poczułam coś, czego nie powinnam poczuć, więc może lepiej już o tym zapomnijmy?

Widząc błagalne spojrzenie Hermiony, Ginny postanowiła odpuścić.

- Dobrze, Miona. Nie przyjechałam do ciebie po to, by się torturować... Po za tym jest już późno.
Hermiona uśmiechnęła się.

- No właśnie. Lepiej chodźmy już spać - mówiąc to, wsunęła się pod kołdrę i mrugnęła do Ginny.

Ta tylko westchnęła, podeszła do swojego łożka i wtuliła głowę w poduszkę.

 ,,Może jutro wszystko się wyjaśni" - myślała.

Natomiast Hermiona już usnęła z jedną myślą.

,,A może jednak?..."
 ------------------------------------
I tak oto przychodzę do was z Rozdziałem 8 :) Póki co nie zaczęłam pisać kolejnego rozdziału, ale być może będzie w Walentynki ^^ Zapraszam do komentowania :)
Iraler                          

wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział 7

"Hell is empty.
All the devils are here." - Willam Shakespeare

Wracała do domu zamyślona, szurając butami w śniegu. Niebo tej nocy nie przykrywały chmury, więc mogła obserwować gwiazdy, migające teraz niczym bożonarodzeniowe lampki. Niektóre z nich tworzyły gwiazdozbiory. Hermiona odszukała na niebie gwiazdę polarną, jak zwykle świecącą najjaśniej. Wydawało jej się, że mrugnęła do niej, jakby chciała dodać jej otuchy. Nagle jej but natrafił na większy kamyk i potknęła się. Poczuła straszne zimno na twarzy i odruchowo się odsunęła. Otarła twarz szalikiem, także pokrytym przez śnieg i wzdrygnęła się. Po chwili doszła do siebie. Obejrzała się za siebie, jednak nie dostrzegła nic poza nagimi drzewami szumiącymi na wietrze. Wydawały jej się mroczne, ponure, ale wszystko zależy od punktu widzenia. Gdyby Hermiona nie trzęsła się z zimna, za pewne podobałby jej się szum drzew i gwizdanie wiatru, jakby ten chciał jej zaśpiewać kołysankę. Policzyła w myślach do trzech i powoli się podniosła. Sprawdziła czy wszystko w porządku. Miała tylko kilka siniaków na rękach i była pobrudzona, ale ciuchy się wypierze, a siniaki nasmaruje maścią. Dotknęła prawego policzka. Poczuła coś mokrego. Spojrzała na dłoń. Krew. Musiała natrafić na jakiś ostry kamień. ,,Takie moje szczęście" - pomyślała. Pogrzebała w kieszeni kurtki w poszukiwaniu chusteczki. Znalazła tylko 10 groszówkę, spinacz, paczkę gumy do żucia i paragon. Trudno. Ruszyła dalej. Do domu było już niedaleko.
                                                             
                                                                                    ***

Teleportował się do siedziby Voldemorta. Nigdy nie rozumiał, jak wtedy, po przegranej bitwie udało mu się uciec. On i reszta śmierciożerców trafili do Azkabanu, z którego zresztą niedawno wyszedł. Voldemort natomiast, choć wydawało się, że został pokonany, uciekł w ostatniej chwili za pomocą jakiegoś zaklęcia. Ministerstwo Magii do tej pory nie odkryło, co to było za zaklęcie. Tylko sam Voldemort wiedział. Draco miał o tym niezbyt wyrobione zdanie i gdy ktoś go pytał, co o tym wszystkim sądzi, odpowiadał krótko:

- Głupi ma zawsze szczęście.

I wzruszał ramionami. Tym sposobem nikt więcej go o to nie pytał. Raz powiedział tak do swojego ojca, za co nieźle oberwał, musiał wysłuchać długiego kazania, jaki to wielki jest Czarny Pan oraz że jemu, zwykłemu nieudacznikowi, nie wolno się tak o nim wyrażać. Nie trzeba chyba dodawać, że później czekał go dłuższy szlaban na wychodzenie z domu.
Stojąc teraz przed drzwiami do miejsca zebrań Śmierciożerców, miał ochotę mocno kopnąć zardzewiałe drzwi i uciec daleko stąd. Jednak i tak by go złapano i tylko pogorszyłby swoją sytuację. Tak więc położył dłoń na klamce, nie zwracając uwagi, że jeden z pająków zainteresował się nowym obiektem, nacisnął ją i pewnym krokiem wszedł do środka. 

                                                                                   ***

- Gdzie ona tak długo się podziewa? - Ginny robiła tysięczną rundę wokół stołu w salonie Hermiony.

- Nie ma jej już ponad dwie godziny! - dodała.

- Nie stresuj się tak, Hermiona na pewno wie, co robi. Nie ufasz jej? To nasza przyjaciółka i chyba ją

 znamy? Dobrze wiesz, że możemy na niej polegać...

- Tak, ale nawet ona potrafi popełnić głupstwo! Kiedyś przez przypadek wsiadła nie w ten autobus, to

 skąd mamy pewność, gdzie teraz się podziewa? Ty nic nie rozumiesz! Nie masz serca!

Harry teatralnie rozłożył ręce w geście bezradności. Przez te dwie godziny słuchał bez przerwy narzekań Ginny i miał już serdecznie dość. Też martwił się o Hermionę, ale nie dawał tego po sobie pokazać. Chciał, by już wróciła. Aby uratowała go od gadania Ginny! 

- Idę zrobić sobie kawy - rzucił i ruszył do kuchni.

- Mi też zrób! Ze śmietaną! - zawołała za nim Ginny.

- Przecież wiem... Śmietanka dla Ginny, już od kilku lat mam to zanotowane... Nie musisz tego ciągle

 powtarzać - powiedział cicho i mimowolnie uśmiechnął się do siebie.

                                                                              ***

Tymczasem Draco był już po ,,naradzie" u Voldemorta. Właśnie czekał na Zabiniego, który na umówione spotkanie spóźniał się już 10 minut. Po raz kolejny zerknął na zegarek i wyjrzał za okno. 

-Wreszcie! - krzyknął, gdy ujrzał w świetle latarni sylwetkę Blaisa. 

Chwilę potem rozległ się dzwonek do drzwi i usłyszał głos Narcyzy:

- Draco, idź otwórz!

- To tylko Blaise, mamo, jestem z nim umówiony! - odkrzyknął i podszedł do drzwi.

Wesoła gęba Zabiniego poprawiła mu humor. Zaprosił go do środka ruchem ręki, by po chwili umościć się w fotelu naprzeciw niego. 

- Dobra, Blaise, gadaj, jaki znowu problem? Znowu zerwałeś, czy może masz wydarzenie miesiąca i to ona cię rzuciła? Bo minę masz jakbyś zjadł brudne skarpetki.

Blaise udał obrażonego, ale po chwili ożywił się.

- Niee to nie w moim stylu stary, a ty pewnie po gościnie u Voldzia, bo jak zwykle masz kwaśną minkę jak cytrynkę!

- Nie dołuj mnie swoimi wierszykami, mam tego po dziurki w nosie - odburknął.

- Tylko na tyle cię stać? Rany Draco, co się z tobą dzieje?! 

- Spotkałem Granger. To znaczy nie spotkałem, tylko miałem misję, ale ee nie wypaliła... Tak jakby 

Draco przeczesał włosy palcami i spojrzał na przyjaciela. Ten ledwo powstrzymywał się od śmiechu - w końcu nie wytrzymał.

- Hahaha nie wiedziałem, że taka jąkała się z ciebie zrobiła! To przez tą szlame czy co? Czyżbyś zmienił obiekt swojego zainteresowania? Teraz gustujesz w tych zakazanych?

Draco spiorunował go wzrokiem, cedząc przez zęby:

- Nigdy-więcej-nie-mów-że-mógłby-mi-się-podobać-ktoś-taki-jak-ta-szlama-Granger!

- Spokooojnie tylko zgaduje - Zabini uśmiechnął się pobłażliwie.

- Nie lecę na szlamę! Całowanie jej to tak jakbym się paplał w błocie, albo jakbym... jakbym... ee... 

- Dobra, widzę, że nie jesteś dziś w formie, będę dla ciebie tak litościwy, że nie skomentuję twojego nagłego zacięcia, więc teraz mów do mnie Wasza Boskość Panie Zabini!

- Tak jest Wasza Głupowatość Panie Zabini...

Blaise zaśmiał się, szczerząc przy tym zęby. Po chwili po prostu wybiegł z domu, krzycząc na odchodne:

- Nie rusza mnie to!

Draco westchnął i upadł na poduszki. To zdecydowanie nie był jego dzień.

                                                                                      ***

Stała pod drzwiami nie wiedząc, czy je otworzyć. Wreszcie zdecydowała się i delikatnie uchyliła drzwi. Zza progu usłyszała radosny krzyk Ginny, co dało jej do zrozumienia, że musiała wciąż na nią czekać.

- Jeszcze tu jesteś? - powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się.

Ginny nie odpowiedziała tylko porwała ją w ramiona.

- Taak i zostaję u ciebie na noc!!! Zrobimy nocowanie!!!

- Harry też zostaje?

- Nie, on niedawno wyszedł, musi jeszcze załatwić jakieś sprawy w Ministerstwie. A my sobie zrobimy babską noc! Wszystko mi ładnie wyśpiewasz ze szczegółami! Zaczniesz od tego, gdzie teraz byłaś i co ci się stało w policzek.

Hermiona westchnęła.

- To długa historia.

--------------------------------------------

I tak oto jest nowy rozdział! Niezbyt udany, niestety nie mam pomysłu na dialogi :( Po za tym nie mogę oddać charakteru niektórych postaci ze względu na mój własny charakter, gdyż nie jestem dobra w wymyślaniu ripost... Co jest tutaj bardzo ważne :( Będę musiała nad tym popracować, ale może niektórym się spodoba :)
Iraler




sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 6

"If you can dream it,
you can do it." - Walt Disnep

Wychylił się zza rogu. Miał do załatwienia ważną sprawę. Zadanie dane mu przez Pana. Zmierzał w stronę domu dziewczyny jedną z ciemnych uliczek. Kto by się spodziewał, że jego ofiara wyjdzie mu na przeciw! Usłyszał kroki. Wstrzymał oddech i przylgnął do ściany. Zacisnął palce na różdżce. Chwilę potem przed oczami ujrzał drobną osóbkę przechadzającą się niepewnym krokiem środkiem ulicy. Jej twarz oświetlała wąska smuga światła latarni. Młody śmierciożerca, zanim wykona swoje zadanie, postanowił lekko ją nastraszyć (co zresztą bardzo lubił...).  Podszedł ją od tyłu, a kiedy dzieliło go od niej zaledwie kilka centymetrów, krzyknął jej do ucha:

- BU!

I zaciskając palce na jej ramionach odwrócił ją do siebie. Jej wyraz twarzy był dla niego bezcenny. Jej źrenice były rozszerzone tak, że prawie nie było widać tęczówki. Usta miała lekko rozchylone, a ciało zastygło w bezruchu. Jej powód do strachu uśmiechnął się kpiąco, ukazując przy tym szereg białych zębów.
                                                                                ***
 Hermiona nie wiedziała co robić. Patrzyła na niego z co raz większym przerażeniem. Dotarło do niej, że stoi jak sparaliżowana i nawet nie próbowała ucieczki. Tak więc zebrała wszystkie siły i odepchnęła go. Niestety, bez skutku. Śmierciożerca uśmiechał się głupawo, widząc jej wyczyny, które i tak jej nie pomagały, tylko jego ręce mocniej zaciskały się na jej ramionach.

- Co się tak szarpiesz? I tak nie uciekniesz - raczył się odezwać.

- Czego chcesz ?! - bardziej krzyknęła niż spytała wściekła teraz Hermiona.

- Niic - zrobił niewinną minę.

- To po co (tu seria przekleństw) mnie tu jeszcze trzymasz! - tym razem Hermionie udało się wyrwać.

Z zadowoleniem patrzyła jak śmierciożerca stoi z rozłożonymi rękami. Niestety nie widziała wyrazu jego twarzy. Z pod czarnego kaptura wystawał tylko nos i usta. Oczu nie widziała. Była właściwie ciekawa czy to ten,którego się spodziewała, a spodziewała się Malfoya - jego ostatnio ,,spotkała" po swoim domem i miała wrażenie, że coś kombinuje.

- Po co się zastanawiam jak mogę to sprawdzić - mruknęła pod nosem.

W mgnieniu oka znalazła się znów obok niego i błyskawicznym ruchem zerwała mu kaptur z głowy. Nie wydawała się być zbytnio zaskoczona. Jej przypuszczenia okazały się słuszne. Arystokrata przechylił głowę i spojrzał na nią przenikliwie i pytającą. Hermionie pod wpływem tego spojrzenia poczuła się nieco nieswojo. Było jej głupio. Stała tak w miejscu i dosłownie wgapiała się w Malfoya. On za to zainteresował się leżącym u jego stóp kamyczkiem. W Hermionę wstąpiła złość wywołana brakiem zainteresowania jej osobą ze strony Malfoya. Nigdy jej to nie obchodziło. Nawet chciała, by nie zwracał na nią uwagi, ale teraz po prostu tego chciała. Ciekawość w niej rosła aż w końcu nie wytrzymała.

- Możesz mi wyjaśnić dlaczego mnie napadasz o tej godzinie? - zdecydowała się na uprzejme pytanie.

- Nie. Nie będę się tłumaczył takiej szlamie jak ty, Granger. - odburknął unikając jej wzroku.

- Malfoy! - wysyczała przez zęby - Powiedz ty głąbie po co tu przyszedłeś, jeśli chcesz być żywy!

- Oo widzę, że szlama Granger nauczyła się nowych wyzwisk. I co, zabijesz mnie? - prychnął pogardliwie - Już to widzę. ,,Najlepsza uczennica Hogwartu trafia do Azkabanu"

Hermiona zarumieniła się - co jak co, ale tutaj musiała przyznać mu rację.

- Okej nie mogę cię zabić, ale znam kilka dosyć fajnych zaklęć, a co do wyzwisk... mógłbyś zaktualizować trochę swoje ,,słownictwo", bo ta ,,szlama" już się robi nudna - uśmiechnęła się słodko.

- Dobrze, w takim razie odpowiedz mi PRZEKLĘTA SUKO czy masz przy sobie różdżkę... - uśmiechnął się złośliwie.

- Coś ty powiedział?! Odszczekaj to!!! Czy ty zawsze będziesz takim nadętym, naburmuszonym, cholerskim...

- .... cudownym, przystojnym, zniewalającym...

Hermiona przewróciła oczami i szepnęła cicho "Dupek", ale Draco już tego nie dosłyszał.

Co do różdżki -no tak. Hermiona o niej zapomniała. Klęła w myślach, że zostawiła ją w domu. Nie mogła uwierzyć, że tak głupio postąpiła.

- Nie... - zdecydowała się na szczerość - ale jak nie dzisiaj to i tak cię dopadnę na Balu Noworocznym!

- Już to widzę...

Hermiona przewróciła oczami. Nieraz denerwowała ją jego ironia. Postanowiła jednak wytrzymać to i siląc się na spokój, powiedziała:

- Dobra, to może zawrzyjmy układ...

- Chcesz zawrzeć układ ze mną? Poważnie? Nie jestem do końca pewien, czy układ ze szlamą nie zszarga mojej opinii... - udał, że się zastanawia.

- Taaa miejmy nadzieję, że nie i nie przerywaj mi, więc zawrzyjmy układ, że dam ci spokój, jeżeli ty odpowiesz mi na jedno pytanie... Nie możesz zmyślać.

- Nie odpowiem dlaczego tu przyszedłem, Granger. Nawet o tym nie myśl.

- Dobra, inne pytanie. To co, stoi? - Hermiona wyciągnęła rękę.

- Stoi. Dawaj pytanie i miejmy to już z głowy.

- Dlaczego zostałeś śmierciożercą?

Uczę się od lat, staram się od lat
By sprawiedliwa miarka moc odmierzyć świat, 
Oddzielić ziarna od plew, od bieli czerń
Wśród tylu znaczeń prosty odnaleźć sens

Czego ty chcesz pytają mnie
Masz w głowie chyba źle
Co ci to da prawda czy fałsz
Jedna pozorów gra
Co ci się śni, pytasz czy kpisz
Nie wygrasz na tym nic
Nie wygrasz nic

Tyle samo prawd ile kłamstw rządzi całym światem mym
Tyle samo prawd ile kłamstw kieruje nim
Tyle samo prawd ile kłamstw pośród mijających dni
Ze sam diabeł nie odróżni *


Zamurowało go. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Co niby miał jej odpowiedzieć? Prawdę? To chyba jakieś żarty! Nie zamierzał się zwierzać tej przeklętej Gryfonce! Z drugiej strony przysięga to przysięga...

- Odpowiem, jeśli przyrzekasz na Merlina, że nikomu tego nie powiesz.

Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. O co mogło chodzić, skoro żąda od niej przysięgi? Niestety, w jego oczach nie mogła dostrzec nic - były jak zwykle chłodne i tajemnicze. Przeszedł ją dreszcz od tego wzroku, który przewiercał ją na wylot. Spojrzała w dół i westchnęła. Po chwili wyprostowała się i odważnie zadarła głowę. Ciekawość zwyciężyła.

- Przysięgam. A teraz mów.

- Musiałem - usłyszała cichy szept Draco.

- Co proszę? - spytała zaskoczona - Ktoś... ci kazał? - dodała ściszonym głosem.

Skinięcie głowy.

- Kto?! - znów wyszeptała, tym razem naprawdę zdumiona Hermiona.

- Mój ojciec... - powiedział to tak cicho, że Hermiona musiała mocno nadstawić uszu, aby zrozumieć,
 co powiedział. Kiedy dotarło do niej co właśnie powiedział poczuła ucisk w żołądku. Te wszystkie złe historie, które słyszała o jego ojcu okazały się prawdziwe. W jej sercu zrodził się cień współczucia i zrozumienia dla tego Ślizgona.

- Chciałeś tego? - spojrzała mu w oczy, pragnąc dojrzeć w nich coś więcej, ale Draco znów miał nałożoną maskę obojętności.

- Tego pytania nie było w przysiędze - zauważył zjadliwie.

,,Znów zamknął się w sobie" - pomyślała Hermiona.

- Wiem, ale proszę... odpowiedz...

- Ty mnie o coś prosisz? - zaśmiał się głośno. Jego głos znów był pewny i donośny.

Hermiona wzniosła oczy ku niebu.

- Tak, proszę, a teraz usłyszę odpowiedź, czy nie, Szanowny Panie Malfoy?

- Dobra, Szanowna Panno Granger, nie chciałem tego, lepiej? Zadowolona?

Po chwili ukrył twarz w dłoniach. Hermiona delikatnie odciągnęła je od jego twarzy i zajrzała mu w oczy. Teraz nie były zimne. Po raz pierwszy Hermiona zobaczyła w nich coś więcej niż tylko obojętność i ironię. Draco miał jakąś tajemnicę, ale nie było dane jej poznać. Odkryła tylko jeden ułamek jego, lecz to jej wystarczyło, by zrozumiała. Draco cierpiał. Smutek był wyraźnie wymalowany w jego oczach. Była w nich także nutka żalu.. Chyba nie do niej? Hermiona poczuła się winna, że uważała go za zimnego drania. Okazuje się, że nawet najpodlejszy Ślizgon ma uczucia.Było jej teraz niezmiernie przykro. Poczuła do niego cień sympatii i chciała poznać go lepiej, bowiem zaczął ją poważnie intrygować i musiała się dowiedzieć czegoś więcej. Silny impuls, by go przytulić zawładną ją, ale w ostatniej chwili powstrzymała się.

,,To przecież Ślizgon" - powtórzyła w myślach - ,, ...i to jeden z tych najwredniejszych..."

Musiała przyznać sama sobie, że zaczyna się łamać. A on tylko stał i patrzył na nią, co teraz zrobi. Ucieknie czy zostanie?
Wreszcie Hermiona wybrała. Podeszła do niego i bez słowa objęła.Ogarnął ją przyjemny zapach męskich perfum. Po chwili poczuła, jak jego ramiona obejmują ją w tali. Wtuliła twarz w jego miękkie włosy i przymknęła oczy. Hermiona nie chciała się do tego przyznać, karciła się za to w myślach, że dopuściła się takiego uczucia, że poczuła się przy nim szczęśliwa. Dawno nie było jej tak przyjemnie.  Jego dotyk sprawił, że na ciele poczuła przyjemne ciepło. Zaczynały ją przerażać myśli krążące wokół jego osoby. Być może ta chwila miała coś zmienić w życiu ich obojga, ale Hermiona nie miała czasu na rozmyślanie o konsekwencjach. Chciała tylko tam być z nim. Już zawsze.

* - fragment piosenki Izabeli Trojanowskiej "Tyle samo kłamstw ile prawd"
---------------------------------------------------
Rozdział taki sobie. Może przypadnie wam do gustu . Bardzo bym prosiła o komentarze pod tym rozdziałem, bo nie wiem,czy to co piszę jest dobre. Jeśli to czytasz - SKOMENTUJ ♥ ♥ ♥
Wasza Iraler