wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział 7

"Hell is empty.
All the devils are here." - Willam Shakespeare

Wracała do domu zamyślona, szurając butami w śniegu. Niebo tej nocy nie przykrywały chmury, więc mogła obserwować gwiazdy, migające teraz niczym bożonarodzeniowe lampki. Niektóre z nich tworzyły gwiazdozbiory. Hermiona odszukała na niebie gwiazdę polarną, jak zwykle świecącą najjaśniej. Wydawało jej się, że mrugnęła do niej, jakby chciała dodać jej otuchy. Nagle jej but natrafił na większy kamyk i potknęła się. Poczuła straszne zimno na twarzy i odruchowo się odsunęła. Otarła twarz szalikiem, także pokrytym przez śnieg i wzdrygnęła się. Po chwili doszła do siebie. Obejrzała się za siebie, jednak nie dostrzegła nic poza nagimi drzewami szumiącymi na wietrze. Wydawały jej się mroczne, ponure, ale wszystko zależy od punktu widzenia. Gdyby Hermiona nie trzęsła się z zimna, za pewne podobałby jej się szum drzew i gwizdanie wiatru, jakby ten chciał jej zaśpiewać kołysankę. Policzyła w myślach do trzech i powoli się podniosła. Sprawdziła czy wszystko w porządku. Miała tylko kilka siniaków na rękach i była pobrudzona, ale ciuchy się wypierze, a siniaki nasmaruje maścią. Dotknęła prawego policzka. Poczuła coś mokrego. Spojrzała na dłoń. Krew. Musiała natrafić na jakiś ostry kamień. ,,Takie moje szczęście" - pomyślała. Pogrzebała w kieszeni kurtki w poszukiwaniu chusteczki. Znalazła tylko 10 groszówkę, spinacz, paczkę gumy do żucia i paragon. Trudno. Ruszyła dalej. Do domu było już niedaleko.
                                                             
                                                                                    ***

Teleportował się do siedziby Voldemorta. Nigdy nie rozumiał, jak wtedy, po przegranej bitwie udało mu się uciec. On i reszta śmierciożerców trafili do Azkabanu, z którego zresztą niedawno wyszedł. Voldemort natomiast, choć wydawało się, że został pokonany, uciekł w ostatniej chwili za pomocą jakiegoś zaklęcia. Ministerstwo Magii do tej pory nie odkryło, co to było za zaklęcie. Tylko sam Voldemort wiedział. Draco miał o tym niezbyt wyrobione zdanie i gdy ktoś go pytał, co o tym wszystkim sądzi, odpowiadał krótko:

- Głupi ma zawsze szczęście.

I wzruszał ramionami. Tym sposobem nikt więcej go o to nie pytał. Raz powiedział tak do swojego ojca, za co nieźle oberwał, musiał wysłuchać długiego kazania, jaki to wielki jest Czarny Pan oraz że jemu, zwykłemu nieudacznikowi, nie wolno się tak o nim wyrażać. Nie trzeba chyba dodawać, że później czekał go dłuższy szlaban na wychodzenie z domu.
Stojąc teraz przed drzwiami do miejsca zebrań Śmierciożerców, miał ochotę mocno kopnąć zardzewiałe drzwi i uciec daleko stąd. Jednak i tak by go złapano i tylko pogorszyłby swoją sytuację. Tak więc położył dłoń na klamce, nie zwracając uwagi, że jeden z pająków zainteresował się nowym obiektem, nacisnął ją i pewnym krokiem wszedł do środka. 

                                                                                   ***

- Gdzie ona tak długo się podziewa? - Ginny robiła tysięczną rundę wokół stołu w salonie Hermiony.

- Nie ma jej już ponad dwie godziny! - dodała.

- Nie stresuj się tak, Hermiona na pewno wie, co robi. Nie ufasz jej? To nasza przyjaciółka i chyba ją

 znamy? Dobrze wiesz, że możemy na niej polegać...

- Tak, ale nawet ona potrafi popełnić głupstwo! Kiedyś przez przypadek wsiadła nie w ten autobus, to

 skąd mamy pewność, gdzie teraz się podziewa? Ty nic nie rozumiesz! Nie masz serca!

Harry teatralnie rozłożył ręce w geście bezradności. Przez te dwie godziny słuchał bez przerwy narzekań Ginny i miał już serdecznie dość. Też martwił się o Hermionę, ale nie dawał tego po sobie pokazać. Chciał, by już wróciła. Aby uratowała go od gadania Ginny! 

- Idę zrobić sobie kawy - rzucił i ruszył do kuchni.

- Mi też zrób! Ze śmietaną! - zawołała za nim Ginny.

- Przecież wiem... Śmietanka dla Ginny, już od kilku lat mam to zanotowane... Nie musisz tego ciągle

 powtarzać - powiedział cicho i mimowolnie uśmiechnął się do siebie.

                                                                              ***

Tymczasem Draco był już po ,,naradzie" u Voldemorta. Właśnie czekał na Zabiniego, który na umówione spotkanie spóźniał się już 10 minut. Po raz kolejny zerknął na zegarek i wyjrzał za okno. 

-Wreszcie! - krzyknął, gdy ujrzał w świetle latarni sylwetkę Blaisa. 

Chwilę potem rozległ się dzwonek do drzwi i usłyszał głos Narcyzy:

- Draco, idź otwórz!

- To tylko Blaise, mamo, jestem z nim umówiony! - odkrzyknął i podszedł do drzwi.

Wesoła gęba Zabiniego poprawiła mu humor. Zaprosił go do środka ruchem ręki, by po chwili umościć się w fotelu naprzeciw niego. 

- Dobra, Blaise, gadaj, jaki znowu problem? Znowu zerwałeś, czy może masz wydarzenie miesiąca i to ona cię rzuciła? Bo minę masz jakbyś zjadł brudne skarpetki.

Blaise udał obrażonego, ale po chwili ożywił się.

- Niee to nie w moim stylu stary, a ty pewnie po gościnie u Voldzia, bo jak zwykle masz kwaśną minkę jak cytrynkę!

- Nie dołuj mnie swoimi wierszykami, mam tego po dziurki w nosie - odburknął.

- Tylko na tyle cię stać? Rany Draco, co się z tobą dzieje?! 

- Spotkałem Granger. To znaczy nie spotkałem, tylko miałem misję, ale ee nie wypaliła... Tak jakby 

Draco przeczesał włosy palcami i spojrzał na przyjaciela. Ten ledwo powstrzymywał się od śmiechu - w końcu nie wytrzymał.

- Hahaha nie wiedziałem, że taka jąkała się z ciebie zrobiła! To przez tą szlame czy co? Czyżbyś zmienił obiekt swojego zainteresowania? Teraz gustujesz w tych zakazanych?

Draco spiorunował go wzrokiem, cedząc przez zęby:

- Nigdy-więcej-nie-mów-że-mógłby-mi-się-podobać-ktoś-taki-jak-ta-szlama-Granger!

- Spokooojnie tylko zgaduje - Zabini uśmiechnął się pobłażliwie.

- Nie lecę na szlamę! Całowanie jej to tak jakbym się paplał w błocie, albo jakbym... jakbym... ee... 

- Dobra, widzę, że nie jesteś dziś w formie, będę dla ciebie tak litościwy, że nie skomentuję twojego nagłego zacięcia, więc teraz mów do mnie Wasza Boskość Panie Zabini!

- Tak jest Wasza Głupowatość Panie Zabini...

Blaise zaśmiał się, szczerząc przy tym zęby. Po chwili po prostu wybiegł z domu, krzycząc na odchodne:

- Nie rusza mnie to!

Draco westchnął i upadł na poduszki. To zdecydowanie nie był jego dzień.

                                                                                      ***

Stała pod drzwiami nie wiedząc, czy je otworzyć. Wreszcie zdecydowała się i delikatnie uchyliła drzwi. Zza progu usłyszała radosny krzyk Ginny, co dało jej do zrozumienia, że musiała wciąż na nią czekać.

- Jeszcze tu jesteś? - powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się.

Ginny nie odpowiedziała tylko porwała ją w ramiona.

- Taak i zostaję u ciebie na noc!!! Zrobimy nocowanie!!!

- Harry też zostaje?

- Nie, on niedawno wyszedł, musi jeszcze załatwić jakieś sprawy w Ministerstwie. A my sobie zrobimy babską noc! Wszystko mi ładnie wyśpiewasz ze szczegółami! Zaczniesz od tego, gdzie teraz byłaś i co ci się stało w policzek.

Hermiona westchnęła.

- To długa historia.

--------------------------------------------

I tak oto jest nowy rozdział! Niezbyt udany, niestety nie mam pomysłu na dialogi :( Po za tym nie mogę oddać charakteru niektórych postaci ze względu na mój własny charakter, gdyż nie jestem dobra w wymyślaniu ripost... Co jest tutaj bardzo ważne :( Będę musiała nad tym popracować, ale może niektórym się spodoba :)
Iraler




2 komentarze:

  1. Fajnie piszesz;) dzisiaj znalazłam tego bloga i bardzo mi się spodobał. Pisz dalej weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, zostaję (w sumie można się było tego spodziewać :P). Och, przecież się dopiero uczysz, a dobre wykreowanie bohaterów to nie lada sztuka. Niemniej, tutaj jest dobrze (na szczęście nie ma tutaj wielkich zbrodni na kanonie, a na jakie już nieraz się natykałam) - jak już wspominałam, z każdym kolejnym zdaniem będzie coraz lepiej!
    Tym rozdziałem rozjaśniłaś sytuację - teraz ogarniam, że Voldemort dycha, chociaż tylko cudem się wywinął, a Śmierciożercy trafili do Azkabanu, bo aurorzy w końcu wzięli się do pracy.
    Życzę weny!
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń