czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 5

"I think it's very healthy to spend time alone.
You need to know how to be alone and not be definited
by another person." - Oskar Wilde

Nagle jej cały świat przewrócił się do góry nogami. Wgapiała się w niego wybałuszonymi oczami z rozchylonymi ustami, otwierającymi się ,jakby chcąc coś powiedzieć i zamykanymi z braku odwagi. Cóż miała odpowiedzieć na to pytanie? ,,Nie kocham cię, sorry"? A może skłamać, by nie urazić jego uczuć ,,Też cię kocham", a może być dyplomatyczną i stwierdzić ,,Przykro mi, ale to się nie uda. Może kiedyś...". Hermionie jednak nie pasowała żadna z tych opcji.

Widziała w oczach Rona na początku oczekiwanie, później nadzieje, a na końcu smutek i żal. Nuta zawodu przesunęła się po jego twarzy równie szybko, jak się pojawiła. Wpatrywał się w nią przez chwilą, a potem utkwił wzrok w podłodze. Hermiona wciąż się nie odzywała, więc zrezygnował i odszedł powolnym krokiem, licząc, że być może Hermiona ocknie się i rzuci mu się na szyję. Tak się jednak nie stało. I nie pozostało mu nic innego, jak po prostu odejść.

Wyszedł z domu Hermiony trzaskając drzwiami - nieoczekiwanie obudziła się w nim wściekłość. W tym momencie Hermiona zdała sobie sprawę, jak postąpiła. Wybiegła z domu i zawołała w stronę Rona:

- Nie mam wpływu na moje uczucia!

Ron momentalnie się odwrócił i spojrzał na nią ze smutkiem:

- Czyli już nie czujesz tego co ja?

W oczach Hermiony pojawiły się łzy, gdy wypowiedział te słowa. Szybko otarła je rękawem i powiedziała cicho, ledwo słyszalnie, ale Ron ją usłyszał:

- Nie... Przepraszam...

Weszła z powrotem po schodach, odwracając się jeszcze, by spojrzeć ostatni raz na Rona. Po jej policzku spłynęła jeszcze jedna słona łza. Zdała sobie, że straciła jego przyjaźń, może i zaufanie. Straciła przyjaciela.

                                                                               ***

Harry i Ginny siedzieli przy stole dziwiąc się niemiłosiernie.

- Co to miało być?! - pierwsza odezwała się Ginny - Dlaczego Ron wybiegł z domu, a później Herm?!

- Może się pokłócili - odrzekł Harry widocznie zainteresowany resztami jedzenia na jego talerzu.

- O co? Harry, słuchasz mnie? Martwię się o Mionę, była dzisiaj mimo wszystko lekko przygnębiona.

 Wyglądała jakby się czegoś obawiała... Była też dziwnie blada.

- Może po prostu ma gorszy dzień? - Harry wydawał się lekko znudzony zmartwieniami Ginny.

- W święta? - rzekła Ginny pogardliwie.

- Przecież mówiła, że nie wie co się dzieje z jej rodzicami... - ten argument Harrego podziałał na

obawy Ginny, która wzruszyła ramionami.

- Może masz rację. Daj mi jeszcze tej sałatki.

- Widzisz? Jak przestajesz się zamartwiać to od razu masz apetyt.

Ginny popatrzyła na Harrego powstrzymując wybuch śmiechu. Nie potrafiła zrozumieć jego myślenia. Lecz jej myśli, mimo, że Harry ją uspokoił, wciąż krążyły wokół dziwnego zachowania Hermiony.

                                                                           ***

Usiadła na schodach. Nie chciała wracać do domu i tłumaczyć się ze wszystkiego Harremu i Ginny. Miała ochotę uciec stąd jak najdalej. Chciała być sama. Tak, sama, by móc wreszcie spokojnie rozegrać bitwę myśli zaprzątających jej umysł. Chciała pozbyć się wszystkich zmartwień i obaw. Być lekka, niczym się nie przejmować... Jak motyl, jak ptak, który może robić, czego tylko zapragnie. Chciała odpłynąć, zatopić się w marzeniach... Ale czy ona tak potrafiła? Dlaczego znów nadpływają do jej głowy ponure myśli? Nie jest pesymistką, ale czasami naprawdę jej wyobraźnia podsuwała jej bardzo przykre obrazy...

- Nie! - krzyknęła niespodziewanie, a kilka ludzi przechodzących ulicą spojrzało na nią jak na wariatkę. Ona jednak miała to gdzieś. Zdanie innych było w tej chwili najmniej ważne.

- Chcę zapomnieć o wszystkim! - dodała ciszej.

Wstała, otrzepała spodnie i ruszyła ulicą nie oglądając się za siebie. Miała gdzieś czy robi należycie czy postępuje głupio i lekkomyślnie. Bo co z tego, że to może się źle skończyć? Czasami trzeba zaczerpnąć trochę ryzyka. Od tego jest życie, od podejmowania takich decyzji. Życie trzeba tak przeżyć, by mieć co wspominać! Chciała tylko się odprężyć. Przypomniała sobie słowa pewnej piosenki...

Chciałbym ciebie zabrać tam gdzie słońce wschodzi
W jedną stronę blasku dnia, zapomnieć wszystko
I za rękę w świetle gwiazd z tobą brodzić
za nim wrzask odbierze nam tej nocy bliskość.

Twoje włosy plątam w dłonie zabierz mnie aż tam
gdzie twoich oczu czerwony płomień znów zaleje nas
gwiazdy wyznaczą nam dzisiaj drogę
w zapomnieniu ja i ty
powiem ci echem tych nowych wspomnień
powitamy świt*

Nucąc kopała kamyki, które napotkała na drodze. Robiło się ciemno, a ona, choć najmądrzejsza uczennica Hogwartu, nie pomyślała w tej chwili, jak głupio postępuje, bo włóczyć się samej po ciemnych uliczkach wieczorem, kiedy zapada ciemność, nigdy nie wróży nic dobrego.
Tym razem też nie.

* - fragment piosenki Sebii "W zapomnieniu"

-------------------------------------------------------
Rozdział krótki i trochę ponury :/ Dzisiaj Sylwester (SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!)  i powinnam była dodać trochę hm... szampańskiego nastroju.... Ten nastrój będzie spóźniony, będziecie musieli poczekać na trochę zabawy :P Myślę, że będzie jej w rozdziale 6 (następnym) lub 7 ;) Jeszcze nie wiem, bo piszę na bieżąco jak to wstawiam :D
I bardzo bym prosiła, jak ktoś to czyta to proszę o zostawienie komentarza pod tym rozdziałem :)
Bo naprawdę nie wiem czy jest sens prowadzić tego bloga jak nikt nie komentuje.
Pozdrawiam,
Iraler

niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 4

"The biggest adventure you can take is to
live the life of your dreams" - Oprah Winfrey

Na odpowiedzi na jej listy nie musiała długo czekać, bo przyszły już następnego dnia. Snuła nawet podejrzenia, że jej przyjaciele bezustannie czyhają pod oknem. Albo to jej sowa miała dziś wyjątkowo dobry humor i szybko dostarczyła listy. Hermiona jednak nie chciała tracić już czasu na takie ,,śledztwo" i z niecierpliwością rozdarła kopertę. Wzięła do ręki odpowiedź od Ginny.
Zaczęła czytać.

                                                              Kochana Miono! 
Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że zaprosiłaś mnie do siebie na święta. Wręcz umieram z ciekawości co mogło się stać z Twoimi rodzicami, mam nadzieję, że są cali i zdrowi. Musisz mi koniecznie wszystko dokładnie opowiedzieć! Ja lecę się pakować, będę jeszcze dzisiaj haha!
 Czekaj tam na mnie,
Ginny  ;)
    
Uśmiechnęła się po przeczytaniu krótkiego listu od Ginny. Przytuliła go do piersi, ciesząc się, że ma taką przyjaciółkę jak ona.
Teraz pora na list od Harrego.
 
                                                             Hermiona!
Oczywiście, że przyjadę! Z chęcią spędzę święta z Tobą, Ginny i Ronem. To dla mnie przyjemność!
Mam nowe wiadomości dotyczące Voldemorta i jego szeregów - znowu coś knują. Nie uwierzysz, co się dowiedziałem... Opowiem ci jak już będę, zobaczysz, na to byśmy w życiu nie wpadli!!!

Trzymaj się,
Harry

Hermiona wzniosła oczy do sufitu - że też ten Wielki-Władca-Wszystkiego-Co-Złe-Voldemort musi ciągle snuć jakieś głupie plany jak ich zniszczyć.
,, To się już nudne robi" - pomyślała z ironią i zabrała się do czytania listu od Rona.

                                                        Mionka!!!
Jak mógłbym nie przyjechać?! Teraz tak sobie myślę co to za święta bez Ciebie! Oby Harry i Ginny też byli, bo bez nich to tak jak mówisz nie to samo. ,,Najświętsza Trójca " musi być! :) 
Po za tym muszę z tobą porozmawiać. Sam na sam. O nas. To naprawdę ważne...
Już jadący do Ciebie,
Ron

Miona zaczęła się zastanawiać, co Ron może chcieć jej powiedzieć. Chce z nią porozmawiać o nich? Po chwili zastanowienia, Hermiona stwierdziła, że przecież nie ma ,,ich". Jest ona i Ron. Tak, kiedyś byli razem, ale później ona z nim zerwała. Zrozumiała, że traktuje Rona jak przyjaciela, a nie jak chłopaka. I tak jest do teraz. Ron po tym zerwaniu przez kilka dni ignorował Mionę, ale jej wybaczył.... Czyżby wciąż coś było nie tak?

                                                                     ***
Nakryła już do stołu i przygotowała sztućce, gdy zjawiła się Ginny. Miała na sobie ciepłą kurtkę i jaskrawą, fioletową apaszkę. W ręce trzymała koszyk z , jak się później dowiedziała Hermiona, pierniczkami jej własnej roboty.

- Ginny!!! Szybka jesteś!

- Herm, przecież wiesz, że chciałam cię jak najszybciej zobaczyć, zresztą mówisz to jakby mój widok

cię nie cieszył... - zrobiła minę zbitego psa.

- Siadaj do stołu i rozgość się lepiej, Harry i Ron jeszcze się nie pojawili...

- A przyjdą w ogóle?

- Tak, dostałam już od nich odpowiedzi... Zaczekaj, przyniosę je i Ci pokażę! - powiedziała Hermiona i pobiegła na górę.

Wyciągnęła z szuflady listy i wróciła do przyjaciółki.

- Dobrze, czyli będą. Ale... Miona, co znaczy ten list od Rona? - rzekła Ginny, gdy Hermiona wręczyła jej listy.

..Spostrzegawcza jesteś" - pomyślała Herm.

- Sama chciałabym to wiedzieć Ginn... Martwię się, czy Ron przypadkiem nie chce do mnie... wrócić,

- Wiesz, to całkiem możliwe, ale nie martw się tak i lepiej opowiedz mi co się ostatnio takiego

wydarzyło, bo z twojego listu wynika, że nie czujesz się najlepiej - odpowiedziała zatroskana Ginny.

Tak więc Hermiona opowiedziała jej całą historię, słowo w słowo, pomijając jedynie kto okazał się owym śmierciożercą... Hermiona nie wiedziała dlaczego, ale wolała zachować tą informację dla siebie. Stwierdziła, że tak będzie lepiej. Kiedy skończyła opowieść, Ginny wciąż milczała. W końcu odważyła się odezwać.

- To... niemożliwe...

- Nieprawdopodobne, a jednak - dodała Miona.

- Czyli ktoś cię po prostu ... śledzi... Możesz mi pokazać ten liścik?

- Jasne. Czekaj, chyba mam go w kieszeni... O! Jest! - Hermiona wyciągnęła tajemniczy świstek

papieru i podała go Ginny.

- I mówisz, że był na nim kawałek szkła z odciskiem palca?

- Tak.

- Herm, to jest bardzo niepokojące, powinnyśmy o tym powiadomić Ministerstwo Magii!

- Żartujesz?! W życiu!

- Dlaczego?

- Ginny, czy chcesz żebyśmy 24 godziny na dobę były obserwowane przez jakiegoś głupiego

 ochroniarza? Nie potrzebuję tego! Wolę to rozwiązać sama.

- Dobra, w takim razie jak chcesz się dowiedzieć czyje to odciski palców i kto cię nawiedził wczoraj

 rano? - powiedziała ironicznie Ginny.

- Mam na to plan - Hermiona uśmiechnęła się tajemniczo i wyjawiła Ginny na czym on będzie

polegać.

                                                                        ***

- Mówię przecież, że teraz nie jest sama, więc to bez sensu! - pewien wkurzony mężczyzna darł się do

 słuchawki.

,, Czy niektórzy ludzie naprawdę mają mózg wielkości orzecha?... " - myślał.

- To dowiedz się kiedy będzie, bo Pan nie może czekać! - tymczasem w słuchawce odpowiedział mu

równie wkurzony głos.

- Jak tylko się czegoś dowiem to będziecie o tym wiedzieli jako pierwsi, okej?

- Dobra, ale lepiej się pośpiesz, bo inaczej źle się to skończy dla nas wszystkich!

- Wiem. Załatwię to. Już wkrótce.

                                                                        ***

W domu Hermiony odezwał się dzwonek do drzwi.

- Idę! - krzyknęła i pobiegła otworzyć.

Nie było to jednak dobrym pomysłem, bo gdy tylko przekręciła klucz w drzwiach dostała śnieżką w nos. Po chwili usłyszała roześmiany, tak dobrze znany jej głos.

- Nie trzeba było nam kazać tyle czekać!

Po chwili dwaj przybysze po prostu wtargnęli do domu Hermiony, pozwalając jej otrzepać twarz. W końcu doszła do siebie i gwałtownie zamknęła drzwi. Tymczasem jej goście zdążyli już rozsiąść się wygodnie w salonie.

- Sami sobie nagrabiliście! - krzyknęła lekko rozzłoszczona Hermiona.

- Nie wściekaj się tak, przecież to tylko żart - powiedział Harry robiąc kocie oczy.

- Okej, tym razem nic wam nie zrobię, ale następnym razem pożałujecie - Hermiona zrobiła minę

obrażonego dziecka.

- Dobra już dobra, przepraszam w imieniu mnie i Harrego - tym razem odezwał się Ron i to

 wystarczyło by udobruchać Hermionę.

- Ech, nie mogę się na was gniewać! - wykrzyknęła nagle z ożywieniem i rzuciła im się na szyję.

Szybko zapadł zmrok i musieli zasiadać do uroczystej kolacji. Wigilia mijała w milczeniu
przerywanym jedynie mlaskaniem Rona. Przyszła pora na ostatnie danie - dużego, obficie
przyprawionego przez Hermionę kurczaka. Ron prawie że rzucił się na martwe zwierzę, przez co przez przypadek wysypał ,,odrobinę: za dużo pikantnego chili. Skutek był natychmiastowy.

- A-l-e tt...o.. oss...ttt..re.e....eeee!!! - krzyczał zrozpaczony, wywołując tym śmiech u przyjaciół.

- Dajcie mi wody! WODY!!! - wrzeszczał w dalszym ciągu, a gdy otrzymał wodę i to nie wystarczyło, wziął chusteczkę i zaczął nią wycierać sobie język, czym wywołał jeszcze większy wybuch śmiechu u Miony, Ginny i Harrego.

Takim więc humorystycznym akcentem zakończyła się uroczysta kolacja. Przyszła pora na rozpakowywanie prezentów. Hermiona podarowała : Ginny piękny naszyjnik, pasujący do jej koloru oczu, Harremu nowy strój do Quidittha, a Ronowi jej ulubioną książkę,, Historię Hogwartu". Hermiona otrzymała równie miłe prezenty, wszyscy wydawali się dosyć zadowoleni, no, może poza Ronem, który nie koniecznie lubił taki typ książek.

- Nie zaszkodzi ci jeśli się czegoś nauczysz, Ron - powiedziała tylko Hermiona ze śmiechem, na co

  Ron odpowiedział jej tym samym.

                                                                      ***

Kiedy Harry i Ginny byli zajęci oglądaniem filmu, Ron zagadnął do Hermiony.

- Miona, pamiętasz co pisałem w liście? Chciałem z tobą porozmawiać - zaczął.

- Na osobności - dodał znacząco.

Hermiona wstrzymała oddech - a więc oto nadeszła ta chwila. Musiała zmierzyć się z tym, co chce powiedzieć jej Ron.

- Dobrze, chodźmy do kuchni - powiedziała.

Siedzieli przy stole, wpatrując się w siebie w milczeniu, aż Ron się odezwał szeptem.

- Musisz o czymś wiedzieć... Będę bezpośredni, bo nie chcę cię trzymać w niepewności... Hermiona,
ja nie zapomniałem o tobie, wybaczyłem ci wtedy, ale wciąż mnie to boli. Prawda jest taka, że ...
Miona... - westchnął, jakby zastanawiał się jak to dokończyć - ... ja wciąż cię kocham.

------------------------------------------

Jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału. To mój najdłuższy rozdział, jak do tej pory i trochę nad nim siedziałam. Postaram się utrzymać ten ,,poziom długości", a nawet go zwiększyć :) Mam tylko nadzieję, że dodacie mi trochę otuchy komentując to. To naprawdę pomaga <3
Buziaki,
Iraler



niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 3

                                                                 "Love me or hate me,
both are in my favor...
If you love me, I'll
always be in your
heart... If you hate me, I'll always be in your
mind." - William Shakespeare

Obudziła się w świąteczny poranek. Minął tydzień od pojawienia się śmierciożercy. Tymczasem za oknem, na wietrze, kołysały się świeże płatki śniegu, które mogła codziennie rano podziwiać już od dobrych 2 tygodni. 23 grudnia. Dzień przed Wigilą. Jutro jeden z jej ulubionych dni roku. Przypomniała sobie o rodzicach. Mieli wrócić na święta.

Podeszła do okna. Nie było tam sowy, więc okryła się kocem i zeszła na dół, gdzie niestety nie znalazła niczego, co mogłoby wskazać, że rodzice są w drodze do niej. Lekko zawiedziona udała się z powrotem do swojego pokoju. Położyła się na łóźku, przytulając policzek do poduszki. Przymknęła oczy i wsłuchiwała się w tykanie zegara. Lecz oto wydarzyło się coś niespodziewanego. Usłyszała brzęk tłuczonego szkła. Natychmiast otworzyła oczy i zerwała się z łóżka.

Zbiegła na dół, mało nie gubiąc pantofli. W domu ktoś był. Na podłodze leżało potłuczone szkło, musiała bardzo uważać, by nie pokaleczyć nóg. Na palcach zakradła się do kuchni, do której drogę wskazał jej ślad szkła. Nikogo tam nie było, pozostało jedynie otwarte okno, przez które wiatr wnosił do domu śnieg. Zamknęła okno i otarła z czoła krople potu. Była wystraszona. Gdyby tylko rodzice już tu byli! Jej głowę nawiedziły w tym momencie najczarniejsze myśli. Widziała najczarniejsze scenariusze śmierci swoich rodziców. Zaczęła się poważnie zastanawiać, czy nic im nie jest. Ale na razie miała inny problem. Musiała sprzątnąć potłuczone szkło i dowiedzieć się, kto tu był.

 Być może to był też klucz do rozwiązania zagadki z pojawieniem się śmierciożercy. A może była to odpowiedź, dlaczego do tej pory nie ma jej rodziców... Nie chciała spędzić świąt w samotności. Postanowiła wysłać sowę do jej przyjaciół. Być może oni mogliby ją odwiedzić. A może rodzice jednak wrócą? Może jej intuicją ją zawiodła i niepotrzebnie zaprząta sobie głowę takimi myślami? Zignorowała jednak te pytania zadawane jej przez umysł i zabrała się do pisania listu do jej przyjaciół. Bo przecież nie zaszkodzi być zapobiegawczym, co nie?

                                                                      Droga Ginny!
Chciałabym Cię zaprosić na święta do mnie! Co prawda wiem, że zamierzałaś je spędzić inaczej, ale byłoby mi bardzo miło, gdybyś zrobiła to dla mnie i spędziła je ze mną. Piszę to do ciebie, ponieważ obawiam się o moich rodziców, że mogą nie wrócić na święta. Myślę, że mogą po prostu się spóźnić, albo... może lepiej nie będę tego pisać. Wolę ci wyjaśnić moje obawy jak już do mnie przyjedziesz. Na Wigilię mam zamiar jeszcze zaprosić Harrego i Rona. To będzie taka przyjacielska uczta. Swoją drogą, może mogłabyś zostać u mnie już do Sylwestra? Wróciłybyśmy razem do Hogwartu. Spytaj rodziców, jeśli oczywiście chcesz. Byłoby super!
 Całusy,
Twoja Hermiona                                                                                                                        
   
                                                                            Harry!
Piszę do ciebie, ponieważ chcę cię zaprosić do mnie na święta.Nie wiem czy moi rodzicę na nie wrócą, bo do tej pory ich nie ma... A ja nie chcę spędzać świąt sama. Zapraszam też Ginny i Rona, więc spędzimy te święta w małym gronie, ale jeśli będziemy wszyscy, to myślę, że będą jak najbardziej udane! Mam nadzieję, że szybko odpiszesz - czekam na odpowiedź! Muszę wam wszystkim koniecznie coś opowiedzieć. To bardzo ważne.  
Buziaki,
Hermiona      
                                                                                                                                                                                                                                                                                                     
                                                                         Ron!
Z przyjemnością chcę cię zaprosić na tegoroczne święta, czyli na... jutro. Moi rodzice raczej się już nie zjawią. Powinni już być... Trochę się o nich martwię, ale to opowiem tobie, Harremu i Ginny (ich też zaprosiłam) przy Wigili, jeśli się zjawicie. Te święta bez was wszystkich nie będą udane! Jeśli tylko to możliwe, to proszę, przyjedź. Bez ciebie nie będzie przecież zabawy - musimy być wszyscy!
Pozdrawiam cię jeszcze i mam nadzieję na wesołe święta,
Hermiona


Odetchnęła z ulgą, gdy skończyła pisać ostatni list. Przywołała sowę i dała jej listy. Ptak oczywiście musiał ją przy tym ugryźć w palec.
Jakby inaczej!

---------------------------------------------------------
Nareszcie skończyłam Rozdział 3! Sprawił mi on małe trudności, ale udało się :) Nie dodawałam dawno rodziałów, bo uznałam, że jeśli nie komentujecie to bez sensu to pisać... Ale stwierdziłam, że może nie ma co liczyć na wielką aktywność po prologu i 2 rozdziałach! Tak więc piszę dalej, z aktywnością czy bez, ale byłabym bardzo wdzięczna, jakby pod tym wpisem był chociaż jeden miły komentarz :*
A tak w ogóle, jak tam Mikołajki? ;)
P.S.Przepraszam jeszcze za wygląd tych listów, bo wyszło to trochę śmiesznie porozrzucane, ale może mi wybaczycie xD
Iraler


piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 2

 "Everything will be okay in the end.
If is not okay,
Then it's not the end." - Ed Sheeran
Któryś raz przeczytała to jedno słowo, napisane czarnym atramentem. Nie mogła poznać stylu pisma. Jeszcze się z takim nie spotkała. Lecz nie to ją martwiło najbardziej. Jej myśli zajmowały tylko trzy główne pytania: Co to może oznaczać? Za co ją tak właściwie przeprasza? Od kiedy to śmierciożercy znają to słowo?! Wydawało jej się, że ma gorączkę. Było jej duszno, nie mogła oddychać. Małe kropelki potu pojawiły się na jej czole. Myślała intensywnie. Próbowała przewiercić tą małą kartkę, za pewne z notesu, swoim wzrokiem. Studiowała spojrzeniem każdy najmniejszy odcinek liściku.

- Nareszcie! - krzyknęła niespodziewanie.

Albowiem znalazła coś, co mogło pomóc jej w dalszym śledztwie. Że też wcześniej tego nie zauważyła! Na samym rogu kartki wisiało coś bardzo małego i wąskiego. Błyszczało się lekko... Gdy tego dotknęła upadło to na jej dłoń. Zabolało. Coś ostrego, chociaż tak małe to potrafiło nadciąć jej skórę, z której sączyła się już wąska strużka krwi. Przyłożyła do dłoni chusteczkę, a ,,to coś" położyła na biurku. Było to naprawdę małe. Trudno było stwierdzić co to jest gołym okiem. Przypomniała sobie, że ma przecież mikroskop, który dostała kiedyś jako nagrodę za dobre stopnie, na końcu 4 roku w Hogwarcie. Zaczęła grzebać po szafkach. Jest! Wyciągnęła go ostrożnie z folii i wytarła z kurzu. Postawiła go na stole i położyła przed nim ten tajemniczy kawałek. A czego? Po chwili już wiedziała.

 Był to bardzo mały, ale jakże ostry odłamek szkła. Skąd to się tu wzięło? Raczej nie było zamierzone, by ten kawałek znalazł się z liścikiem, bo nikt raczej nie chciał pokazywać śladów. A ślad był - i to jaki! Otóż Hermiona, gdy jeszcze lepiej ustawiła mikroskop dostrzegła na nim coś, co wcześniej uważała za brud. Był to bardzo mały fragment odcisku palca. Zobaczyć go można było tylko za pomocą bardzo dobrego mikroskopu, który - na szczęście - Hermiona posiadała. Nie wiedziała jednak do kogo należy ten odcisk. W tym już jej mikroskop nie pomoże. Potrzeba maszyny do przetwarzania DNA. Ale skąd ją wziąć? Znany był jej tylko jeden egzemplarz. Ten, który znajdował się w pilnie strzeżonym laboratorium w Hogwarcie. Hermiona wiedziała, że to zabronione, ale musiała to zrobić. Po prostu musiała się dowiedzieć.
 I miała już plan.

 ,,Bal Noworoczny...  Będzie dużo zamieszania" - myślała - ,, Kiedy wszyscy będą zajęci, będę miała szansę użyć tej maszyny, do pracowni nie jest trudno się wkraść.. Znam potrzebne zaklęcia... Ale proste to nie będzie... Tak wyjść nie zauważona... Ale to się MUSI udać!" 

Naszkicowała szczegółowy plan tajnych przejść w Hogwardzie.

,,Najbezpieczniejsze będzie przejście nr 6" - stwierdziła w myślach.
Bal był za dwa tygodnie. Był 17 grudnia. Miała czas się przygotować. Gdy wszystko miała już dokładnie zaplanowane, zegar wybił 6:30. Całą noc nie spała. Dopiero teraz poczuła zmęczenie. Postanowiła przespać się 2 godziny. Właśnie tego teraz było jej trzeba.

                                                                     ***

,, Po co dałem jej ten głupi liścik! Widziała mnie , choć było ciemno i teraz pewnie śmieje się, że ją przepraszam!" 

- myślał gorączkowo, pewien Ślizgon. Bolała go głowa, przez to głupstwo. Nie wiedział, czy powinien wyjaśnić to jakoś Hermionie, czy pozwolić, by sama do tego doszła. W końcu była bystra.

- Draco! - usłyszał głos matki dochodzący z kuchni.
- Idę już! - odkrzyknął i zbiegł po schodach - Co na śniadanie?
- Naleśniki z syropem. - odpowiedziała Narcyza, podając mu talerz.
- Gdzie ojciec?
- W pracy, a gdzie ma być?
- Na przykład u Voldemorta - mruknął cicho Draco, ale Narcyza to dosłyszała.
- Czyty już nie masz innego zdaniu o ojcu, tylko uważasz, że on ciągle u Voldemorta na klęczkach siedzi? - powiedziała lekko podniesionym głosem Narcyza.
- Nieważne - powiedział Draco, odsuwając pusty talerz ze śniadaniem. 

Po chwili Narcyza poczuła tylko lekki powiew zamykanych drzwi i usłyszała szybkie kroki na schodach i przekręcanie klucza. No tak. Cały Draco.

--------------------------------------------------
Z wielkim ubolewaniem udało mi się skończyć Rozdział II! Trochę rzadko dodaję rozdziały, jak na początek, za co bardzo przepraszam, ale jestem, nie wiem dlaczego, ciągle zajęta :( Być może, jak będą ferie świąteczne to będę dodawać rozdziały częściej, ale wtedy znowu świąteczne porządki!
Dziękuję wam kochani za miłe komentarze, cieszę się, że moje opowiadanie was zainteresowało :)
Śledźcie tego bloga, bo Rozdział II to przecież dopiero początek :)
Iraler

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 1

"Love the life you live 
live the life you love" - Bob Marley

Hermiona w osłupieniu wpatrywała się w przyjaciółkę. Czy ma rację? Czy Draco faktycznie wróci do Hogwartu? Nie miała ochoty znów słuchać jak wyzywa ją od szlam. Nienawidziła go za to, że bez przerwy utrudniał jej życie. Dlatego słowa Ginny wprawiły ją w takie zdumienie, a po chwili w złość i rozgoryczenie. Widząc, że Ginny znów otwiera usta, by coś powiedzieć, uprzedziła ją:

- Już nic nie mów, to mi wystarczy - powiedziała. Nabrała powietrza i dokończyła - Ginny, ja tego nie przeżyję! Jak ja mam kolejny rok znosić kpiny tego arystoktatycznego dupka to ja wolę się zapaść pod ziemię!
- Herm, co ty się przejmujesz, może w tym roku nie będzie aż tak źle - starała się pocieszyć ją Ginny.
- A co jak nie? Wiesz co? Muszę się przejść.
- Mam iść z tobą? Przecież tu nie zostanę. To twój dom.
- Przepraszam Ginn, ale... chyba chcę pobyć sama, ok? To nie tak, że cię wyrzucam, ale... sama rozumiesz. - Hermiona przywołała na twarz blady uśmiech.
- Spoko, Mionka. Idź sobie pooddychaj świeżym powietrzem, jak tego właśnie teraz potrzebujesz.
- Dzięki Ginn! - krzyknęła Miona - Nie wiem jak to robisz, że zawsze mi poprawisz humor!

                                                                                 ***
Szła z twarzą wtuloną w ciepły, wełniany szalik. Na głowie miała brązową czapkę z pomponem, a na nogach skórzane kozaki. Choć nie padał śnieg to było zimno. Co prawda nie lubiła takiej pogody, ale spacery zawsze poprawiały jej samopoczucie. Usiadła na pobliskiej ławce, ocierając ją wcześniej ze śniegu.Było jej trochę przykro, że jej rodzice wyjechali, jednak pocieszała ją myśl, że wrócą na święta. Rozejrzała się wokół. Park zimą wyglądał, co jak co, trochę smutno. Na pobliskim drzewie, na gałęzi siedziała mała, ruda wiewiórka, patrząca na nią bystrymi oczkami. Hermiona uśmiechnęła się do niej. Jakby wiewiórki mogły mówić, to ta pewnie wdałaby się teraz w wesołą pogawędkę z dziewczyną. Tak przynajmniej zdawało się Hermionie. Zrobiło się zimniej i nieco ciemniej.

No tak, Hermiona zapomniała, że w zimie zmrok zapada bardzo szybko. Wstała i otrząsnęła spodnie. Miała teraz ochotę na gorącą czekoladę. Wyszła z parku. Latarnie już świeciły, więc oświetliły jej drogę. Za sobą usłyszała jakieś kroki. Szybkie kroki. Ona także przyspieszyła. Poczuła zimny oddech na karku. Zaczęła biec. Udało jej się dobiec do furtki jej domu. Natychmiast zaczęła szukać kluczy. Znalazła je w lewej kieszeni kurtki i szybko otworzyła furtkę, równie szybko ją za sobą zamykając. Wbiegła do ogrodu, nawet nie oglądając się za siebie.

 Kiedy była już w domu trochę żałowała, że nie odwróciła się, by zobaczyć kim był owy napastnik. Wciąż przestraszona usiadła na kanapie. Natychmiast zadzwoniła do Ginny. ,,No super - nie odbiera!" - pomyślała z lekką złością. Ukryła twarz w dłoniach. Chciało jej się płakać, choć była uratowana. Rozmyślała, co by to było, gdyby ją ten ktoś dogonił. Jakie miał zamiary? Chciał ją zabić? Uwięzić? Wydobyć jakieś informacje na przykład na temat... Harrego? W tym momencie do głowy wpadła jej myśl, że mógł to być jeden ze śmierciożerców. Zaczęła dziękować Bogu w duchu, za to, że nie było ich więcej. Wypiła gorącą czekoladę i wcześnie położyła się do łóżka. Nie miała na nic ochoty. Na nic...

                                                                                 ***

Usłyszała jakieś hałasy. Obudziła się. Usiadła i spojrzała na zegarek. Druga w nocy, wszędzie ciemno. Kto o tej godzinie się tłucze? Ubrała kapcie i podeszła do okna. Delikatnie rozsunęła zasłony. Przez chwilę wydawało jej się, że dostanie zawału. Ktoś stał pod furtką i próbował ją otworzyć, a była to osoba w czarnym kapturze...
Otworzyła szufladę w poszukiwaniu swojej różdżki. Chwyciła ją w dłonie i zbiegła na dół. Przekręciła klucz w drzwiach. Wycelowała różdżką w śmierciożercą, ten już także grzebał w kieszeniach w poszukiwaniu swojej, lecz ona była pierwsza i krzyknęła zaklęcie oszałamiające. Podbiegła,by z bliska przyjrzeć się śmierciożercy. Odsłoniła jego twarz i zamarła, gdy go rozpoznała...

Wydawało jej się niemożliwe, że to on. Co prawda wiedziała, że służy Voldemortowi, ale nie sądziła, że jest w jego szeregach. A więc zabijał i torturował... W końcu był śmierciożercą... Ją też chciał zabić... To pewnie on ją gonił wtedy, gdy wyszła z parku. Musiał ją śledzić... Wszystko układało się w zgrabną całość. Zaszkliły jej łzy w oczach. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. I co ma z nim zrobić. Jak widać, nie dane jej było decydować o jego losach, bo oto otrząsnął się z zaklęcia.

Spojrzał na nią zaskoczony. Ona  wstała i wyprostowała się, celując w niego różdżką. On tylko wstał, podał jej świstek papieru i odszedł. Odszedł w mrok. Po chwili Hermiona usłyszała tylko trzask teleportacji. Wciąż stała w miejscu w ręce trzymając kawałek kartki, który jej dał. Wróciła do domu i dopiero wtedy odważyła się rozwinąć liścik. Widniało na nim tylko jedno słowo.
                                                                     ,,PRZEPRASZAM"

------------------------------------------------------------------
Tak oto kończę 1 rozdział mojego opowiadania o Dramione ^^ Mam nadzieję, że wam się podobał :) Jestem z niego dosyć zadowolona, mam nadzieję, że wam także przypadnie do gustu. Jeśli wam się podobał i jeśli go przeczytaliście, to proszę, skomentujcie go. Tylko to daje mi pewność, że ktoś go czyta. Bardzo się ucieszę z pozytywnych komentarzy, więc jeśli sądzicie, że na takie zasługuję to piszcie - to wiele dla mnie znaczy <3
Iraler

środa, 18 listopada 2015

Prolog

"Don't forget to fall in love with yourself first" - Carrie Bradshaw

Szła zaśnieżonymi ulicami Londynu. Drobne płatki śniegu jakby kołysały się na wietrze, wcale nie zamierzając opaść. Ferie świąteczne. Prezenty na święta. Szukanie tych prezentów. Tłumy ludzi stojących w kolejkach do świątecznych wyprzedaży. I ona. Sama, błąkająca się po wąskich uliczkach. ,,Sama w wielkim mieście". Dreszcze przeszyły jej ciało, gdy zawiał mocniejszy wiatr. Czuła się samotna. Jej przyjaciele w tym czasie siedzieli spokojnie w domu, przy kominku, mieli już dawno kupione prezenty. Bo oni nie szukali prezentów wyjątkowych. Zawsze się temu dziwiła, że tak łatwo je wybierają. A jej zależało, by każdy prezent był inny. Pasujący do osobowości. Wyjątkowy... Rozmyślając, co też powinna kupić poczuła szarpnięcie.

 Zderzyła się z kimś i ten ktoś właśnie otrząsnął spodnie. Platynowe włosy... skądś je znała, coś jej przypominały i wcale nie były to miłe wspomnienia. Po chwili ta osoba podniosła głowę. Orzechowe tęczówki napotkały te piękne stalowoszare oczy. Wstrząs. Przez chwilę stali w milczeniu, wpatrując się w siebie tępo. Ona jako pierwsza odzyskała świadomość. Spojrzała na niego groźnym wzrokiem:

- Malfoy, co ty tu do jasnej cholery robisz?!  - powiedziała z lekkim zdziwieniem i nutką złości w głosie. Po chwili milczenia i on otrząsnął się z zadumy.
- Stoję, jak widzisz - rzekł ironicznie - I próbuję zmyć brud szlamy, Granger. Po za tym, mogłabyś po tylu latach nauczyć się choć trochę chodzić jak człowiek... a czekaj szlamy tego nie potrafi.
Hermiona wywróciła oczami i nic nie odpowiadając, podniosła dumnie głowę i zgrabnie go wyminęła.
- Dokąd się śpieszysz, Granger? Uważaj, bo się spóźnisz na obiad do Wieprzchleja - krzyknął za nią Draco.
- Nie twoja sprawa! Co cię to w ogóle obchodzi? Interesuje cię życie szlamy? Uważaj, Malfoy, bo jeszcze spadniesz na niższy poziom - odpowiedziała i przyśpieszyła kroku. Draco natomiast wzruszył tylko ramionami. Co jak co, ale dzisiaj nie miał ochoty na kłócenie się ze SZLAMĄ. Musiał jeszcze znaleźć prezenty na święta. Tak więc odwrócił się i ruszył w przeciwną stronę, nie zaszczycając już spojrzeniem Gryfonki.

                                                                            ***

Wyszła ze sklepu. Miała już kupione prezenty dla Ginny, Harrego, Rona i rodziców. Zakupowa gorączka minęła. Lekko odetchnęła i teleportowała się pod dom.

                                                                             ***

- Miona! - usłyszała krzyk Ginny, gdy weszła do domu.
- Ginny!!! Skąd się tu wzięłaś? - spytała Hermiona.
- Postanowiłam Cię odwiedzić - odrzekła krótko Ginny i uśmiechnęła się.
- To... super - powiedziała Miona i przytuliła przyjaciółkę.
Po chwili obie siedziały w kuchni, popijając kawę przygotowaną przez Hermionę.
- Ginn... - zaczęła Miona.
- Herm, co jest? - spytała zaintrygowana i lekko przejęta Ginny.
- Ginn... - powtórzyła Hermi, spuszczając głowę - Czy... czy Malfoy wyszedł już z Azkabanu?

Ginny lekko podskoczyła, że to właśnie takie pytanie zadaje jej Miona. Hermiona natomiast nagle wybuchnęła śmiechem na reakcje Ginny, przez co trochę zawartości jej filiżanki wylało się na podłogę. Hermiona postanowiła dać Ginny czas na odpowiedź i poszukała ścierki, którą mogłaby zetrzeć kawę z podłogi. Podłoga była już umyta, a Hermiona siedziała już chwilę na krześle, gdy Ginny wreszcie się odezwała:

- Miona... ja... nie wiem, ale jak to możliwe, że cię to interesuje? Przecież jesteście wrogami, więc dlaczego ciekawi cię to tak bardzo? Miona?! - Z ust Ginny wyleciał potok pytań.
- Bo widzisz Ginn... Spotkałam go dzisiaj... Na ulicy... W Londynie....
- I co? Rozmawiałaś z nim? Zmienił się?
- Tylko chwilę i nie wygląda na to, by był chociaż trochę mniej wredny - uśmiechnęła się Miona.
- Hermi... ale jeśli ty go spotkałaś na wolności... to znaczy, że...
- Że co? - pogoniła Ginny Hermiona.
- Że on od Balu Noworocznego... Może wrócić do Hogwartu...

-------------------------------------------------------------
Prolog już za mną ! Przepraszam, że nie dodałam go wczoraj, ale nie zdążyłam go skończyć... Mam nadzieję, że wam się spodobał i zachęcił do dalszego czytania moich bazgrołów XD Trochę krótki, ale muszę się rozkręcić, sami rozumiecie :) Czekajcie na Rozdział 1, jak tylko będzie gotowy, to się pojawi :*
Iraler


Witajcie!

Oto kolejny z licznych blogów o tematyce Dramione. Mam nadzieję, że spodobają wam się moje opowiadania.Będę starać się jak najczęściej dodawać rozdziały. Myślę, że prolog pojawi się jeszcze dzisiaj :) Zapraszam do komentowania, bo to mnie motywuje i naprawdę wspiera.
Zapraszam do odwiedzania tego bloga i mam nadzieję, że cierpliwie będziecie czekać na prolog mojego opowiadania!